Home » AGH 2024/25 » Chałkoń, Trump jako papież, co następne – wykorzystanie AI w celach satyrycznych i żenujących. Historia, przykłady, przejawy, granica między dobrym gustem a złym gustem

Tagi

Wyróżnione posty

Zobacz też

Statystyki

  • 382
  • 3 848
  • 44 883
  • 15 380
  • 14

Chałkoń, Trump jako papież, co następne – wykorzystanie AI w celach satyrycznych i żenujących. Historia, przykłady, przejawy, granica między dobrym gustem a złym gustem

Spread the love
  1. Wprowadzenie: Satyra i żenada w erze sztucznej inteligencji

Satyra jest jednym z najstarszych narzędzi społecznej refleksji i krytyki. Od wieków pozwalała ludziom spojrzeć na rzeczywistość z dystansem, obnażając absurdy władzy, relacji międzyludzkich czy dogmatów kulturowych. W świecie, gdzie granice między rzeczywistością a fikcją coraz bardziej się zacierają, rola satyry uległa przekształceniu. Dziś, w dobie sztucznej inteligencji, satyra nie tylko komentuje świat, ale również go współtworzy. AI, narzędzie pierwotnie rozwijane z myślą o automatyzacji i analizie danych, niespodziewanie stało się aktorem sceny komicznej, ironicznym narratorem współczesnych absurdów.

Żyjemy w czasach, w których wystarczy kilka słów wpisanych do generatora obrazów lub tekstu, aby powstała „satyra” – zaskakująca, absurdalna, często niezrozumiała, ale niekiedy celna i przewrotna. Obrazy wygenerowane przez Midjourney czy DALL-E, przedstawiające papieża w kurtce Balenciagi czy Jana Pawła II grającego na konsoli, mogą być jednocześnie śmieszne, niepokojące i pełne ukrytych znaczeń. Problem pojawia się wtedy, gdy granica między satyrą a żenadą zaczyna się zacierać. AI nie ma poczucia humoru, kontekstu kulturowego ani świadomości etycznej. Tworzy według algorytmu, reaguje na słowa klucze. To człowiek nadaje sens – lub pozwala, by sens rozmył się w estetyce absurdu.

  1. Od kabaretu do kodu: krótka historia technologicznej satyry

Historia satyry to historia środków przekazu. Arystofanes, Horacy, Swift, Krasicki, Orwell – wszyscy korzystali z narzędzi, które mieli pod ręką: teatru, poezji, prasy, powieści. W XX wieku kabarety i programy telewizyjne – jak „SNL” w USA czy „Dziennik Telewizyjny” w PRL-u – zdominowały krajobraz satyryczny. Były to jednak formy o wysokim progu wejścia – wymagały studia, scenariusza, budżetu, zgody cenzora. Internet wszystko zmienił.

Satyra stała się demokratyczna. Memy, vines, parodie na YouTubie – każdy mógł być autorem, a sieć była sceną. Jednak dopiero rozwój AI zmienił sytuację ostatecznie. Teraz nie trzeba nawet tworzyć – wystarczy opisać pomysł. Programy takie jak ChatGPT czy Gemini mogą wygenerować żart, pastisz lub parodię w kilka sekund. Obrazy generowane przez sztuczną inteligencję mogą przedstawiać niemożliwe sceny, wyolbrzymione postacie i kompletnie fikcyjne sytuacje. Nie trzeba być artystą ani komikiem – wystarczy być operatorem pomysłów.

To zmienia wszystko. Satyra przestaje być wyrazem twórczej refleksji, a staje się produktem algorytmicznym, którego wartość zależy nie od zamysłu, ale od liczby polubień i udostępnień. Jej celem nie jest już tylko obnażenie absurdu, ale często jedynie bycie wiralem.

  1. AI jako narzędzie absurdu – nowe możliwości dla twórców komedii

Absurd od zawsze był jednym z najpotężniejszych narzędzi satyry. Zderzenie sprzecznych elementów – jak polityk w roli księdza czy papież jako bokser – wywołuje efekt komiczny, ale też zmusza do refleksji. AI, jako generator treści, opiera się na statystyce i semantyce. Nie rozumie humoru w ludzkim sensie, ale potrafi łączyć elementy w sposób nieoczekiwany, zaskakujący, a czasem genialny.

Dzięki AI powstają sceny niemożliwe: Andrzej Duda wygłaszający slam poetry na stadionie w Korei, Angela Merkel jako DJ w berlińskim klubie techno, Putin tańczący balet z Macronem. Czy to tylko memy? A może nowy rodzaj komentarza społecznego? Możliwość szybkiego generowania treści pozwala twórcom komedii testować pomysły, eksplorować granice i formatować przekaz pod różne grupy odbiorców. Jednocześnie powstaje pytanie o jakość. Czy AI pomaga w tworzeniu dobrej satyry, czy tylko przyspiesza produkcję komediowych śmieci?

Warto też zauważyć, że AI nie zna tabu. Nie rozumie, co jest święte, bolesne, niewłaściwe. Może więc łatwo wygenerować żart na temat traumy, religii, czy śmierci – bez świadomości, że przekracza granicę. To sprawia, że AI może być jednocześnie potężnym narzędziem i potencjalnym zagrożeniem dla dobrego smaku i społecznej wrażliwości.

  1. Fenomen Chałkonia: sztuczna inteligencja i lokalny mem

Chałkoń – postać, która nie istnieje. A jednak każdy, kto widział jego twarz, wie, że to „typowy gość”. Obraz wygenerowany przez AI przedstawiający mężczyznę o pustym spojrzeniu, przesadnie realistycznych rysach twarzy, często ucharakteryzowanego na lokalnego polityka, nauczyciela WF-u albo sąsiada z bloku – stał się fenomenem polskiego internetu. To sztuczny everyman, którego nikt nie zna, ale każdy rozpoznaje. Fenomen ten nie opiera się na konkretnej historii ani osobowości, ale na wizualnej i kulturowej uniwersalności – twarz Chałkonia działa jak matryca do nanoszenia lokalnych przywar, stereotypów i doświadczeń.

Popularność Chałkonia wynika z kilku czynników. Po pierwsze: estetyka uncanny valley – twarz jest za bardzo prawdziwa, by była fałszywa, ale jednocześnie za bardzo fałszywa, by była prawdziwa. Ten efekt wywołuje niepokój, ale jednocześnie przyciąga uwagę i budzi nieodpartą chęć do interpretowania i oswajania tej dziwności poprzez żart. Po drugie: wpisywanie tej postaci w konteksty społeczne i kulturowe, które są doskonale znane polskiemu odbiorcy. Chałkoń jako dyrektor technikum, radny powiatowy, właściciel wypożyczalni kajaków czy komentator sportowy w prowincjonalnym radiu – każda z tych ról uruchamia natychmiastową rozpoznawalność i ironię.

Po trzecie: neutralność tej postaci pozwala każdemu włożyć w nią własne wyobrażenie „Janusza”, „wujka”, „radnego”, „dyrektora szkoły”. To nie jest konkretna osoba, tylko archetyp. Nie trzeba znać Chałkonia, by wiedzieć, jaki ma ton głosu, jakie teksty mówi, jak pachnie jego płaszcz i co sądzi o Unii Europejskiej. To zbiorowy obraz typowości, złożony z drobnych obserwacji i społecznych klisz.

Chałkoń staje się lustrem. Nie śmiejemy się z konkretnej osoby, ale z archetypu. To pozwala na satyrę bez ofiar, ale też rodzi pytania: czy śmiejąc się z Chałkonia, śmiejemy się z kogoś konkretnego, czy z własnych kompleksów? Czy mem ten mówi coś o świecie, czy tylko o naszej potrzebie śmiechu z bylejakości i dziwności?

W tym sensie Chałkoń przypomina bohaterów starych dowcipów: z jednej strony abstrakcyjny, z drugiej – rozpoznawalny. To kuzyn słynnego „Pan Mietek z ZUS-u” czy „pan Marian z działek”, tylko że cyfrowy, wygenerowany bez konkretnego modela, bez zgody i bez przeszłości. Jest jak produkt kulturowego Frankensteina: składany z fragmentów naszego zbiorowego doświadczenia z mężczyznami z prowincjonalnej Polski, których nikt nie zna z imienia, ale wszyscy znają z życia.

Ciekawym aspektem jest też to, jak AI „nauczyło się” generować postacie takie jak Chałkoń. Modele językowe i wizualne są trenowane na ogromnych zbiorach danych, które zawierają zdjęcia, nagrania i opisy – zarówno tych z głównego nurtu, jak i z niszowych blogów, memów czy profili społecznościowych. Chałkoń nie jest więc dziełem przypadku, ale syntetycznym efektem analizy tysięcy typowych męskich twarzy z Polski i ich kontekstów.

Jego popularność wskazuje również na potrzebę identyfikacji – ale i odreagowania – społecznej frustracji. Chałkoń bywa bohaterem opowieści o nieudolności, o „cwaniactwie bez skutku”, o mężczyźnie, który wszystko wie najlepiej, ale nigdy niczego nie osiągnął. To karykatura codziennego autorytetu, z którym spotykamy się w szkole, urzędzie, w kolejce do lekarza. AI, nieświadomie, stworzyła figurę groteskowo wiarygodną – bardziej „ludzką” niż niejedna rzeczywista postać życia publicznego.

Jednocześnie warto zauważyć, że Chałkoń może stać się nie tylko obiektem satyry, ale też nowym folklorem. Już teraz powstają fanpejdże, komentarze, piosenki, nawet parodie z jego udziałem. Niektórzy zaczęli tworzyć „genealogię” Chałkonia, przypisując mu kolegów, kuzynów, wrogów i cały kontekst życiowy. To świadczy o tym, że AI, nawet nieintencjonalnie, może stać się katalizatorem dla całkiem organicznych form kultury oddolnej.

Fenomen Chałkonia jest zatem zjawiskiem złożonym: to satyra, folklor, memetyczny eksperyment, ale też symptom głębszych procesów społecznych. W tym sensie AI, tworząc Chałkonia, nie tylko wygenerowała nową postać – pomogła nam odkryć coś o nas samych.

  1. Trump jako papież: groteska, viral i polityczny komentarz

Wizerunek Donalda Trumpa jako papieża – w białej sutannie, z majestatycznym wyrazem twarzy, kroczącego ulicami miasta – obiegł internet w już na dobre. Choć wygenerowany przez AI jako żart, mem ten wzbudził ogromne emocje. Dla jednych był prześmiesznym absurdem. Dla innych – bluźnierstwem lub komentarzem politycznym. Jeszcze inni uznali go za dzieło sztuki nowej ery.

To nie tylko obraz – to performatywny akt kulturowy. Łączy w sobie kilka lęków i fascynacji: ikonografię religijną, kult jednostki, medialną nadprodukcję treści i rolę lidera w epoce postprawdy. Trump, który sam przedstawia się jako mesjasz dla amerykańskiej prawicy, w roli papieża zyskuje nowy wymiar: staje się dosłownym bóstwem popkultury, wirtualnym świętym, którego AI koronuje bez zgody Watykanu.

To też znak czasów: nikt nie wie, czy obraz jest prawdziwy, ale wszyscy go komentują. Nikt nie wie, kto go stworzył, ale wszyscy go udostępniają. I w tym leży siła AI-satyry: zamiast tylko śmiać się z rzeczywistości, potrafi ją konstruować na nowo, jako groteskę, która nabiera realnych konsekwencji. Obraz Trumpa-papieża może więc być śmieszny, ale jego efekt może być poważny – wpłynąć na opinie, wzbudzić emocje, a nawet zmienić percepcję.

  1. Typologia AI-satyry: od pastiszu do cringu

Wraz z rozwojem technologii generatywnych, satyra stała się nie tylko wszechobecna, ale też trudniejsza do sklasyfikowania. Zacierają się granice między żartem, absurdem, manipulacją a przypadkowym błędem maszyny. Możemy jednak wyróżnić kilka podstawowych typów satyry AI:

  • Pastisz i parodia: AI może generować teksty w stylu znanych postaci lub gatunków – mowa polityczna w stylu Mickiewicza, instrukcja obsługi napisana jak dramat romantyczny, przemówienie ministra zdrowia w stylu hip-hopu. Choć te formy bywają zabawne, ich siła zależy od znajomości konwencji przez odbiorcę.
  • Groteska: Mieszanie patosu z banałem, wysokiej kultury z niską – jak wizerunek Benedykta XVI na deskorolce, czy Putina w roli elfa z Władcy Pierścieni. Groteska AI bywa przypadkowa, ale też skuteczna – bezmyślne łączenie semantycznych klastrów prowadzi do zabawnych, choć często niepokojących efektów.
  • Surrealizm: AI tworzy czasem treści, które przypominają sny – pozbawione logiki, ale pełne symboliki. Parodia polityczna zamienia się w halucynacyjny monolog. Obraz generała Sikorskiego unoszącego się nad wodami Bałtyku z sową na ramieniu nie ma żadnego sensu, ale może działać emocjonalnie.
  • Cringe-content: Treści niezamierzenie żenujące, które bawią przez swoją niedoskonałość. Gdy AI próbuje stworzyć skecz kabaretowy, a wychodzi z tego łańcuch niepasujących żartów i dziwacznych dialogów – powstaje nowy rodzaj śmiechu. Cringe-content to nie tyle satyra, co metakomentarz do prób tworzenia satyry przez nie-świadomy system.
  • Satyrystyczne deepfaki: Wideo i audio przedstawiające znane osoby mówiące coś absurdalnego – Biden śpiewający disco polo, Zelensky wygłaszający monolog o pierogach. To forma mocno związana z ryzykiem dezinformacji, ale wciąż traktowana przez wielu jako element kulturowej zabawy.

Typologia ta pokazuje, jak wiele kierunków może przybrać satyra AI. Jednak im bardziej formy te oddalają się od rzeczywistości, tym trudniej ocenić ich intencje. Czy dana treść to żart, krytyka, halucynacja czy trolling? Czy przypadek jest zabawny dlatego, że tak chciał twórca, czy dlatego, że tak zadziałał algorytm?

  1. Granice dobrego smaku: śmieszność, żenada i odpowiedzialność

W tradycyjnej komedii granice humoru wyznaczają kontekst, intencja i odbiorca. AI ich nie zna. Dlatego odpowiedzialność za jakość i smak satyry spada na użytkowników. Problem polega na tym, że sztuczna inteligencja produkuje treści masowo, automatycznie i bezrefleksyjnie. Przypadki przekroczenia granic – żarty z ofiar przemocy, wizerunki osób nieżyjących w absurdalnych sytuacjach, niezamierzone rasizmy – są nieuniknione.

W świecie memów i satyry AI pojawiają się nowe pytania:

  • Czy AI może obrazić?
  • Czy można poczuć się dotkniętym przez coś, co wygenerowała bezosobowa maszyna?
  • Czy twórca promptu odpowiada za to, co powstaje?

Granica między śmiesznością a żenadą jest dziś szczególnie cienka. To, co miało być lekkim żartem, może stać się niezręcznym faux pas lub wręcz atakiem. Żenujący kontent – jak parodie celebrytów wygłaszających manifesty filozoficzne czy nieudolne próby stand-upu AI – często osiąga popularność nie dlatego, że jest śmieszny, ale dlatego, że wywołuje uczucie niesmaku.

Odbiorcy również się zmieniają. Wielu widzów lubi dziś cringe, ironiczne poczucie humoru i wielopoziomową ironię. To jednak wymaga wyczucia, którego AI nie ma. Dlatego tak wiele treści AI balansuje między zabawnym absurdem a niezamierzoną kompromitacją. Pytanie brzmi: kto powinien regulować te granice? Platformy? Twórcy? Prawo?

  1. Publiczność kontra algorytm: kto naprawdę się śmieje?

W klasycznej satyrze publiczność była wspólnotą. Kabaret, teatr, program telewizyjny – wszystkie te formy zakładały, że śmiech ma wymiar społeczny. Dziś, w epoce cyfrowej i AI, śmiech jest samotny, algorytmiczny, zindywidualizowany. Każdy dostaje inne memy, inne obrazy, inne skecze wygenerowane przez sztuczną inteligencję pod jego dane i preferencje.

Znika wspólna przestrzeń doświadczania komedii. Co dla jednego użytkownika jest śmieszne, dla innego może być nieczytelne lub obraźliwe. Co więcej, algorytm uczy się reakcji użytkownika i produkuje więcej tego samego, wzmacniając bańki śmiechu – oddzielne światy komedii, w których „swój śmiech poznasz po algorytmie”.

To rodzi pytania:

  • Czy da się jeszcze mówić o „komedii społecznej”, skoro każdy ma swoją?
  • Czy AI nie tworzy „śmiechowych baniek”, zamkniętych ekosystemów, które eliminują różnorodność humoru?

Paradoksalnie, AI może wyprodukować treści, które śmieszą wszystkich – ale też takie, które nie śmieszą nikogo. W przestrzeni TikToka czy X pojawiają się całe kanały z „żartami AI”, których odbiorcy tylko komentują, jak bardzo są one niezręczne. A jednak oglądalność rośnie.

  1. Etyka, prawo i potencjał nadużyć w generowaniu satyry

Satyra ma moc, ale też odpowiedzialność. Deepfake przedstawiający polityka przyznającego się do zbrodni, wygenerowany przez AI, może być śmieszny – ale może też zniszczyć komuś życie. W dobie wyborów, fake newsów i dezinformacji granica między żartem a manipulacją zaciera się niebezpiecznie.

AI pozwala tworzyć parodie i pastisze bez zgody osób zainteresowanych. Twarze, głosy, gesty – wszystko może zostać przejęte, przekształcone i wystawione na widok publiczny. Czy to nadal satyra, jeśli osoba przedstawiona nie żyje? A jeśli jest niepełnoletnia? A jeśli nie wyraziła zgody?

Prawo nie nadąża za technologią. W większości krajów nie istnieją przepisy, które jednoznacznie regulowałyby kwestie satyry AI. Twórcy treści często zasłaniają się „żartem” lub „ironią”, choć efekty mogą być poważne. Społeczne zaufanie do mediów maleje, a satyra zamiast rozjaśniać rzeczywistość – zaciemnia ją.

  1. Przyszłość: AI jako błazen, artysta czy krytyk?

Jaką rolę odegra AI w przyszłości satyry? Czy będzie błaznem – zabawnym, ale niegroźnym? Artystą – tworzącym nowe estetyki i prowokacje? A może krytykiem – bezwzględnym, ironicznym komentatorem naszej rzeczywistości?

Możliwości są otwarte. AI może współtworzyć satyrę z ludźmi – jako narzędzie wspierające, inspirujące, wyostrzające pomysły. Ale może też całkowicie zdominować scenę – tworząc treści szybciej, taniej i skuteczniej niż człowiek. Wówczas komedia stanie się domeną maszyn, a człowiek stanie się jedynie odbiorcą – śmiejącym się z treści, których nie rozumie i których nikt nie stworzył w pełni świadomie.

W przyszłości być może powstaną nowe gatunki satyry, pisane przez AI dla AI – niezrozumiałe dla ludzi, ale zabawne dla maszyn. A może wręcz przeciwnie – AI stanie się bardziej świadoma, bardziej empatyczna, bardziej „ludzka” i zacznie tworzyć treści subtelniejsze, mądrzejsze, bardziej wyważone.

Bez względu na kierunek, jedno jest pewne: satyra już nigdy nie będzie taka sama. AI zmieniła reguły gry. Śmiech nie zniknie – ale jego źródła, forma i sens będą inne. Być może kiedyś zapytamy: kto był największym satyrykiem XXI wieku? A odpowiedź brzmieć będzie: Antrophic albo GPT.

Źródła:

  • https://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-trump-jako-papiez-bialy-dom-publikuje-kontrowersyjna-grafike,nId,7959141
  • https://nask.pl/aktualnosci/chalkon-z-farmy-lajkow-humor-w-social-mediach-i-jego-ciemne-oblicze
  • https://www.youtube.com/watch?v=Y0L2x22UUzM

 


Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Najnowsze komentarze

  1. […] poprzednim artykule skupiliśmy się na seks robotach w ogólności, a także na najpopularniejszej formie tego […]

  2. W 2023 nastąpiło też ,,ożywienie'' Boczka i Paździocha (za zgodą rodziny) w specjalnym odcinku ,,Świata według Kiepskich'': https://www.polsat.pl/news/2023-03-20/swiat-wedlug-kiepskich-zobacz-odcinek-specjalny/ Niestety, wyszło…

  3. W kwestii obrony przed nadużywaniem metod z tej rodziny przy stawianiu oskarżeń, jako pewne rozwinięcie tematu mogę polecić przesłuchanie w…